Wspólne podróże

Maroko

autobusem

 

 



.

Maroko

Nasza wycieczka składa się z dwóch etapów, tydzień szwendania się po zaułkach marokańskich miast i tydzień wylegiwania pod palmą w Agadirze. Właśnie wróciliśmy z objazdu, mam dziwne odczucia, oto kończy się wielkie zwiedzanie i wróciliśmy do Agadiru, do znanego wcześniej hotelu to trochę jakby "do domu", a przecież dalej w Maroku. Zobaczyliśmy tak wiele, że to co z początku dziwiło stało się normalne. Palmy to zwykłe drzewa, słońce grzeje jak co dzień, w koło niezrozumiałe języki, to normalne.
Maroko to w porównaniu do Tunezji, dużo dalej w głąb Afryki. Widzę tu, po drodze sceny, będące jak gdyby ilustracją do wcześniej przeczytanych książek o Afryce, gliniane domki na rozpalonej czerwonej ziemi, osiołek szukający wśród kamieni źdźbła, starzy prorocy pilnujący stada kóz, wiejskie sklepiki ze sprzedawca śpiącym na ustawionej w drzwiach ladzie, przed sklepem reklama Coca-Coli, plastikowy stolik i zardzewiały motorower.
Zaskoczeniem dla mnie jest jak jest tu rozwinięte rolnictwo, zaskoczeniem bo z samolotu nie potrafiłem dostrzec ni pól, ni osad. Tu chylę czoła przed budowniczymi marokańskimi, którzy forma, kolorem i materiałem tak doskonale potrafią się dopasować do otoczenia, że moje niedoświadczone oko dało się zmylić. (Nie dotyczy Casablanki).



 



.

Casablanca

Casablanka to największe miasto Maroka, stąd i najsłynniejsze, jest chyba za duże by zachować wdzięk. Jest tam największy na świecie minaret, całkiem fotogeniczny. Pstryk!



 

 



.

Rabat

I jedziemy do Rabatu. Rabat będący stolicą Maroka ma kilka niezwykłych miejsc.

Szela - ruiny XIII w nekropoli Marynidów i jednocześnie wcześniejszego rzymskiego miasta. Tu zaś magiczne źródło z pływającymi w nim węgorzami, nad nim niezwykłe skupisko gniazd bocianich z lokatorami, wkoło stada kotów. Te ruiny, ten ogród, to miejsce wybrane przez te stworzenia zdało mi się promieniuje jakąś niezwykłą energią.

Kazba Al. Udaja - Przez ozdobną bramę wchodzi się w odmienny świat. Wąskie pnące uliczki, sympatyczne na niebiesko malowane domki, śliczne detale drzwi, wyglądają ze ścian małe okienka. Miejsce gdzie chciało by się zostać.



 

 



.

Fez

Fez to ogromna Medyna - stare miasto. Podobno 9000 uliczek a przy tym jak splątanych, jak niekiedy wąskich że można się zaklinować. Hasłem dnia staje się "Uwaga schoda!" , okrzyk wydawany przez dwóch miejscowych przewodników. Największym zaskoczeniem jest że udaje się nikogo z wycieczki nie zgubić. Nieodłącznym elementem feskiej Medyny są muły i osły, poczciwe te zwierzęta załatwiają tu cały transport, są nawet osły śmieciarki. Są też i problemy, tworzą się ośle korki. Ktoś z wycieczki opowiadał że w Agadirze czekał godzinę na balkonie, by sfotografować osiołka który odbiera resztki z hotelu. W Fezie osłów dostatek, poza tym bardzo kulturalne miasto.



 



.

Marakesz

W Marakeszu osłów mniej, w uliczkach medyny inny dopust Boży - motorowery. Ośla bo ośla ale zawsze jakaś inteligencja powoduje że ten przed człowiekiem się zatrzyma bądź wyminie. Na nic nie liczcie gdy rozpędzony motorower wpada w tłum. Nie liczcie też na nic na jezdni. Staliśmy bezradnie na przejściu i nie odważaliśmy się wkroczyć w ten żywioł. Kobieta z trojgiem dzieci kiwa na nas ręką byśmy szli za nią. Okazuje się żeby przejść trzeba, włazić wprost przed samochód, dużo machać rękami i puszczać wiązki berberyjskich przekleństw (z tym wychodziło nam do końca słabo).



 

 



.

Essaouira

Nie lubię zapachu oliwek, nie lubię i już. W uliczkach Medyn czuję go nieustannie dlatego podobała mi się Essaouira. Nie żeby tam nie było oliwek, tylko że Pan pilot zapewniał że tam zawsze wieje wiatr. Nie uwierzyłem, ale tak jest naprawdę, przyjemny wiatr, wywiewający zapach oliwek, wiatr od oceanu. Maroko to kraj nad morzem i oceanem, to bardziej kraj ludzi morza niż pustyni, a przed wyjazdem myślałem odwrotnie.



 

 



.

Taroudant

Chcemy ot tak sobie pojechać do Taroudant, zwykłymi środkami komunikacji. Radzą nam że najlepiej jechać taksówką. Chodzi o tzw. "dużą taksówkę" kursującą między miastami i ruszającą aż zbierze się komplet. Ten komplet troszkę mnie zniechęca ponieważ komplet to 7 osób które ma jednocześnie wsiąść do zwykłego osobowego Mercedesa. Nie chcę taksówki, chcę autobus licząc że tam sadzają jedną osobę na jedno siedzenie. Szukamy więc dworca autobusowego w Agadirze, znajdujemy ulice na której stoją dwie strzałki, "autobusy na prawo" i "dworzec Autobusowy na lewo". Poszliśmy na prawo, znaleźliśmy plac z taksówkami, z setkami taksówek. Z boku placu autobusy podjeżdżały i zaraz ruszały. Zaczęliśmy rozpytywać - czy można stąd pojechać autobusem do Taroudant? Głosy były podzielone, ale większość twierdziła że nie, że dworzec autobusów międzymiastowych jest gdzie indziej, te zaś to autobusy miejskie. Na drugi dzień poszliśmy według strzałki wskazującej na lewo, gdy znaleźliśmy się w miejscu gdzie według strzałek i mapy powinien być dworzec, dworca nie zobaczyliśmy. Nie było hali dworcowej, stanowisk z daszkami, choćby słupków z tablicą, nie było rozkładu jazdy,. Był plac na którym czasem rzeczywiście pojawiał się jakiś autobus i było kilkanaście kantorków, w niektórych nawet ktoś urzędował. Niestety z rozpytywania wyszło że autobusy są albo za wcześnie albo za późno. Czyli jednak do Taroudant wg strzałki w prawo i taksówką. Taroudant miasto w całości wciśnięte między wspaniałe mury obronne. Największym pożytkiem z faktu znalezienia się w tym mieście była możliwość napatrzenia się na typy ludzkie. Siedzieliśmy przed kawiarnią, popijali i nie mogli oderwać oczu od przepływających tłumów. Podróż taksówką zaś, jazda szalona, ile tylko rozpadający się samochód wytrzyma, a sauna wliczona w cenę (niską).



Podziękowania

Sebastianowi za wdzięk przy pilotowaniu wycieczki.

Kierowcy Ahmedowi Boumlik i jego pomocnikowi Panu Ali za bezpieczną drogę i uśmiech.