Beskid Sądecki
Małym żółtym samochodem jedziemy na południe Polski. Jedzie się dobrze aż do jeziora Rożnowskiego. Wybraliśmy drogę od wschodniej strony, widokowo może super, tyle że, jest wieczór, pada deszcz, jest ślisko a droga pełna zakrętów. Wszystko by było nic, ale przed maską mam motocyklistę który jest najwolniejszym motocyklistą świata, walczę tylko by mi się samochód nie rozpędzał, a wciąż dystans nie chce się zwiększyć przy tak ostrożnym motocykliście, a przecież oni zawsze tak pędzą. Nie mogę zaś mocniej przyhamować, bo boję się i możliwości poślizgu i z kolei na tylnym zderzaku mam przyklejonego gościa. Teraz już rozumiem, ze kiełbasce w kanapce wcale nie musi być miło.
W Rytrze wkoło góry Beskidu Sądeckiego, więc pora iść, rozkoszować się pięknem lasów, przekraczać strumienie i piąć się z mozołem w górę. Ten wysiłek czasem opłaca piękny widok, a czasem satysfakcja - wlazłem tam!
Gdy tak z wysiłkiem brniemy na górę, uważają by dobrze nogę postawić, by jej nie skręcić na korzeniu czy kamieniu, mija nas miejscowy chłopak, pędzi w dół wielkimi susami, to cośmy 3 godziny szli na górę, pot lejąc, to on pokona w kwadrans. Przeleciał jak wiatr, ledwie uskoczyliśmy z drogi. Mijają nas też rowerzyści. Gdy podziwiamy ich zdrowie, okazuje się, że jest całkiem inaczej, jazda rowerem po górach to terapia na astmę. Podziwiamy tym bardziej.
Zwiedzamy skansen w Nowym Sączu. Wyróżnia go, że jest na ogromnym terenie, tak wielkim , że momentami miałem obawy, czyśmy gdzie nie pogubili się i nie wyszli na zewnątrz. A jak kawałek zewnętrznego świata się pokaże, to okolica skansenu małymi domami, które nawet pasują. Bywa że w skansenach jest takie nagromadzenie eksponatów ściśnionych, że wygląda to nienaturalnie, tu oddzielone od siebie takie gniazda tematyczne i to wtedy łatwiej trafia do wyobraźni, jak kiedyś to wyglądało, efekt przeniesienia w czasie mocniejszy.
Mam takie marzenie żeby sobie rysować na wycieczkach. I tylko, że to nigdy nie wychodzi. Rysowanie trudniejsze i zabierające więcej czasu od pstryknięcia aparatem, a ciągle na wycieczkach towarzyszy chęć popędzenia dalej zobaczyć rzeczy jeszcze atrakcyjniejsze. Więc zwycięża wygoda.
Tym razem w skansenie nowosądeckim usiadłem z ołówkiem w ręku i cieszę się z tych szkiców.
To był rekordowo upalny dzień, by coś narysować trzeba wpierw znaleźć coś interesującego (w tamtym miejscu to łatwe), trzeba znaleźć gdzie można by usiąść i to nie było trudne, w tym upale dodatkowo trzeba było znaleźć miejsce choć trochę chroniące od słońca i to było najtrudniejsze w rysowaniu.